środa, 30 września 2009

Zachwycenie


Różowy świt leniwie przecierał zaspane oczy.
Kulił się z zimna i próbował ogrzać własnym oddechem zmarznięte dłonie. Na widnokręgu, płonąca kula słońca wznosiła się powoli sponad wody.
Nie dawała jeszcze ciepła, a tylko czerwonawo zabarwiała nadwodne mgły, które wiatr poszarpał w przepyszny, koronkowy wzór. Pasmo lasu, do tej pory granatowo-czarne, zapłonęło nagle krwistą purpurą, która po chwili zaczęła ustępować złocistym smugom, wydobywającym z cienia soczystą zieleń drzew.
Radosny świergot ptasząt wdarł się w resztki nocnej ciszy i zaczął wypełniać świat dźwiękami układającymi się w hymn ku czci wschodzącego dnia.
Krople rosy, które osiadły na polnych kwiatach i źdźbłach trawy, rozbłyskały w porannym słońcu niczym drogocenne brylanty.
Oset otworzył swoje srebrzyste powieki i spojrzał czule na przytuloną doń, jeszcze śpiącą, polną różę.
Przez nadbrzeżne szuwary przebiegło pełne szelestu drżenie.
To lekkie tchnienie zefirka zmarszczyło toń i obudziło drzemiące trzciny.
Odpowiedział im szumiącym ukłonem pszeniczny łan.
Na szmaragdową toń jeziora wpłynęły majestatycznie dwa śnieżnobiałe łabędzie.
Jeszcze moment i świat wypełni się brzęczeniem pracowitych pszczół i rozbłyśnie kolorami motylich skrzydełek.

Na skraju łąki siedzi przejezdna grafomanka  i z zachwytem w oczach, wzdychając głęboko raz po raz, zapisuje w kajeciku swoje wrażenia z wycieczki.



BONUS DLA CIERPLIWEGO CZYTELNIKA


Gdy czasem młoda polonistka
Taka naiwna, schludna taka,
Egzaltowana, świeża, czysta,
Że chciało by się siąść i płakać. 

Więc gdy ta polonistka właśnie
Małpując młodopolskie pozy
Wybiegnie o porannym czasie
Boso na łąkę między brzozy,


Poigra z pliszką i skowronkiem
Oraz z pudliszką i z biedronką,
Przywita ze wschodzącym słonkiem,
Wołając: - Witaj jasne słonko! 


Z róż i powojów splecie wieńce,
Pomacha rączką do motyla,
Kraśnym obleje się rumieńcem
Widząc jak pszczółka kwiat zapyla. 

Coś z Anny German gdy zanuci,
Wyrecytuje coś z Asnyka,
A potem bardzo się zasmuci
Nad żabką, którą bocian łyka, 


I chcąc zapłakać nad półtrupem
(bo drugie pół ten bocian urwał)
Wlizie tą bosą nogą w kupę
I wyda okrzyk: - O żesz kurwa! 

To - jeśli byłbym na tej łące
Naocznym świadkiem tego zgrzytu -
Jak jestem facet niepijący,
Pół litra wychlałbym z zachwytu!

/ZACHWYCENIE – Andrzej Waligórski/

1 komentarz:

nurni pisze...

Przesliczne.

A wierszyk?

Wierszyk tylko znany.....