poniedziałek, 3 marca 2008

Magia wspomnień zaklęta w światło...

Mam kilka całkiem własnych, zaklętych kręgów światła.

Pierwszy... to ciepły, złocisty krąg, jaki dawała stara lampa w domu, którego już nie ma. Stała przy obszernym fotelu, na którym lubiłam siadać z podkurczonymi nogami, owinięta kocem i z książką. Bardzo często tą książką były moje ulubione bajki z dzieciństwa. Ten krąg pozwalał mi zapomnieć o całym świecie, który kręcił się wokół mnie ze swoimi radościami i problemami, ale do mnie dochodziły zeń tylko jakieś odległe odgłosy. Ja wchodziłam w świat, gdzie na powrót stawałam się małym dzieckiem. Moja rodzina wiedziała wtedy, że nie istnieję. Nie warto było do mnie mówić, bo albo wcale nie słyszałam, albo patrzyłam nieprzytomnym wzrokiem i odpowiadałam coś od rzeczy :) Nawet pies to rozumiał. Kładł się przy mnie na podłodze, albo siedział, układając mi głowę na kolanach i patrząc na mnie swoimi brązowymi oczyma. Potem ten psi łeb robił się coraz cięższy i cięższy... A ja w tym świetle i cieple
witałam się ze Znajduszkiem, smutnym Księciem, Panią z czerwoną parasolką i panem Polikarpem z nieodłącznym fularem w tylnej kieszeni surduta...

Drugi krąg światła łączył się z Bożym Narodzeniem. Małe, kolorowe, choinkowe lampki wieszałam nie tylko na choince, ale i na girlandach nad drzwiami i na girlandzie oplatającej ciężki marmurowy żyrandol z „łapami” z brązu, który na łańcuchach wisiał nad naszym stołem. Aż do zdjęcia tych ozdób opuszczałam sypialnię i spałam na kanapie w tym pokoju :) Uwielbiałam zasypiać w świetle tych kolorowych maleńkich lampioników. Przychodziły wtedy do mnie najpiękniejsze, kolorowe sny. I to dziwactwo rodzina także przyjmowała ze stoickim spokojem :)

Trzeci... odblask lampki nocnej na spokojnych twarzyczkach moich dzieci. Chorowały wtedy obie na wirusowe zapalenie płuc. Okropnie długo. To była pierwsza spokojna noc...

Czwarty... to taki nieduży promień słońca, który nagle wypadł spomiędzy drzew i prześwitywał przez włosy kogoś bardzo kochanego. To dziwne jak dokładnie zapadł mi w pamięć kolor tych włosów poplątanych ze słonecznym światłem...

Piąty... niewielki krąg światła rzucany przez wiszącą nad głowami lampkę, w zatłoczonej i gwarnej knajpce. Krąg, który zamknął swoją przestrzenią tylko dwie zbliżone do siebie twarze. Nie było wtedy nikogo i niczego innego w tej knajpce...

Szósty... otwierający się nad horyzontem krąg nowego dnia, jakie daje wschodzące na różowo słońce, rozpraszane przez opary unoszące się nad nieruchomą taflą jeziora. Powoli wydobywane z mroku zarysy drzew. Przenikliwy chłód ciągnący od wody i senność powiek wyrwanych ze snu tylko po to, by zobaczyć to wschodzące słońce we dwoje...

Siódmy... rozświetlone pasma spadających gwiazd. Chwilowe mosty łączące niebo z taflą wody. Za krótkie, by zdążyły się po nich wznieść wszystkie wypowiadane życzenia. Może niektóre z nich zdążyły...

Ósmy... niewidzialny krąg światła, bo widział go tylko on. Na moich włosach. Powiedział: masz włosy całe ze złota, a ja, spoglądając w jego oczy, zrozumiałam, że mówi prawdę...

Dziewiąty... złośliwy krąg, bo oświetlał moje skręcone w pierścionki na deszczu włosy. Wiedziałam, że muszę wyglądać okropnie, ale oczy mojego ukochanego chłopaka mówiły mi co innego. Wtedy zrozumiałam, że kompletnie nie ma gustu... :)

Dziesiąty... trochę kiczowaty krąg światła rzucany przez różowy abażur małej lampki na kraciasty koc przykrywający kaleką, pozbawioną nóg, starą kanapę, z której została tylko tapicerowana góra. Była dosyć niewygodna, ale i tak było to najlepsze miejsce do siedzenia w wynajmowanym pokoju, który musiał zastąpić prawdziwe, własne mieszkanie. Można było zamknąć się w tym kręgu przed całą resztą świata, a kicz zamieniał się w czarodziejską poświatę...

Jedenasty... przestrzeń pomiędzy szafą na książki, niziutką szafką, na której stoi rozświetlona choinka, a ścianą z uczepionym do niej, dodatkowym sznurem lampek. Przestrzeń z zamkniętym w niej, drżącym kręgiem światła rzucanym przez migające kolorowe punkciki lampek. Przestrzeń zarazem moja i nie moja.
A może jednak moja... bo dająca nadzieję na nowy początek?...

Dwunasty... dopiero na niego czekam. Pojawi się kiedyś. Jak zawsze niespodziewanie i zupełnie nie wiadomo gdzie. Ale na pewno się pojawi... :)