niedziela, 27 września 2009

Wielkie sprzątanie


Panicznie obawiam się wielkiego sprzątania. I to, że za sprzątaniem nie przepadam, wcale nie jest tej obawy głównym powodem. Na początku wszystko idzie w miarę dobrze. Drobiazgi porozrzucane na komodzie i biurku odnajdują swoje miejsce w szufladach, a wilgotna ściereczka sprawia, że z mebli znika warstwa kurzu. Potem jeszcze wjeżdża odkurzacz i można spojrzeć już z zadowoleniem na rezultaty odwalenia sporego kawału dobrej roboty.
Jednak gdzieś w okolicach przecierania mopem połowy kuchennej podłogi pojawia się w głowie myśl: zaraz, zaraz, przecież to miało być wielkie sprzątanie, a nie takie tylko „po łebkach”. Może jednak warto zrobić przy okazji porządki w szafach i komodzie i pozbyć się przynajmniej tych rzeczy, których nie założyłam na siebie przez ostatnie trzy lata. Od razu zrobiłoby się luźniej, a i rzekoma pokaźność odzieżowego dobytku zyskałaby realny wymiar po wyrzuceniu wszystkiego, co za duże, za ciasne, „nie w moim typie” lub kompletnie démodé.

I niestety jest to myśl bardzo niebezpieczna, bo najlepszym sposobem na usuwanie zbędnych rzeczy z szaf jest wyjęcie ich wszystkich i wkładanie z powrotem jedynie tych, które jeszcze się do czegoś nadają. Odzież z półek i wieszaków ląduje zatem w stertach na kanapie, na stole, na krzesłach, na komodzie, na biurku i wszędzie tam, gdzie jeszcze przed chwilą panował z takim trudem osiągnięty porządek. Już pierwszy rzut oka na te sterty jasno dowodzi, że szafy staną się uboższe o co najmniej połowę z tych wyciągniętych z nich rzeczy.
To dobry znak, bo następnym razem sprzątania będzie o wiele mniej – nie mówiąc już o praniu czy prasowaniu. Wizja ta wprowadza człowieka w tak doskonały nastrój, że postanawia zrobić sobie chwilkę odpoczynku w celu nabrania sił przed momentem, w którym przystąpi do podejmowania ważkich życiowych decyzji.

Siedząc już z kawą i papierosem wśród sterty piętrzących się fatałaszków, niemal na pewno wypatrzy się jakiś ciuszek, w którym „tak ładnie wyglądałam na weselu kuzynki – zaraz, zaraz, kiedy to było? w 97? a może w 93?, ależ nie, już pamiętam – w 91. Matko Przenajświętsza! I ja jeszcze trzymam tę sukienkę?!”. To spostrzeżenie utwierdza nas w przekonaniu, że pomysł porządkowania szaf był pomysłem zdecydowanie trafionym i podsuwa kolejną myśl, że może należałoby także przejrzeć skrzyneczki i szkatułki z precjozami, z których część już też na pewno powinno się odłożyć do lamusa. Kilka zdecydowanych kroków w kierunku komody i zawartość skrzyneczek ląduje na kanapie obok sterty spoczywających tam ubrań. A my, sięgając po drugiego papierosa, przebieramy palcami wśród bransoletek, kolczyków i wisiorków. O proszę! Nawet jakieś klipsy się tu zawieruszyły. Jeszcze z czasów studenckich.Potem już nigdy nie zakładałam klipsów, bo drażniły mi nieznośnie uszy. I najpewniej nigdy już nie założę. O! A tutaj te kolczyki w kształcie wielkich kół. Nosiłam je zawsze do takiej trochę cygańskiej z wyglądu spódnicy... Granatowej? Zielonej? Chyba gdzieś powinnam w niej być na zdjęciu.

Oczywiście, by rozwiązać tę palącą wątpliwość, najlepiej jest sięgnąć do swoich zbiorów fotografii. Niestety albumy i pudełka ze zdjęciami nie są już w stanie zmieścić się na jakimkolwiek zawalonym ubraniami meblu, więc lądują na podłodze, a my wraz z nimi.
I teraz jest to już prawdziwa katastrofa, bo nasze sprzątanie ogranicza się do robienia sobie kolejnych kaw/herbat i zapalania kolejnych papierosów. I jeśli nie mamy w perspektywie co najmniej jeszcze dwóch wolnych dni i składanego łóżka polowego, na którym można jakoś przespać najbliższą noc, pozostaje nam jedynie upychanie wszystkiego po szafach w środku nocy z mocnym postanowieniem, że następnym razem co najmniej połowę z tych rzeczy trzeba będzie wreszcie wyrzucić.


Brak komentarzy: