niedziela, 27 września 2009

Narodowe Święto Niepodległosci i... Święty Marcin


„Rota Piłsudczyków” (Józef Relidzyński) – do melodii „Roty”

Nie rzucim Ciebie, wodzu nasz,
Nie damy pogrześć Sprawy!
Sztandar przy którym wiecznie trwasz,
Oddamy Bogu krwawy!
Nie wyrwie nam go swój ani wróg-
Tak nam dopomóż Bóg!


Nie spoczniem, póki w proch i pył
Nie legnie przemoc wraża!
Zaczerpniem z ducha twego sił, 
Z wiarą, co cuda stwarza.
Śmiało po złoty sięgniem róg-
tak nam dopomóż Bóg!


Pójdziemy gdy zapalisz wić,
Na kule i na druty!
Choćby w katordze przyszło zgnić,
Nie złożym szabli póty,
Póki shańbiony polski próg
tak nam dopomóż Bóg!


Niestraszne dla nas gromy burz
Ani więzienia mury,
Bo cóż dla ducha kraty, cóż
Więzienia mrok ponury?
Nie zlękniem się podziemnych dróg-
tak nam dopomóż Bóg!


Wszak na sumieniach polskich my
Ołowiem dzisiaj legli...
Podłym zmącimy słodkie sny
Jak grom z tatrzańskich regli...
Wolność by tęczy tęczy błyśnie łuk-
tak nam dopomóż Bóg!

O, niedaremny był twój trud
I niedaremne znoje!
O, cześć Ci, sława, coś nas wiódł

Na pierwsze z Moskwą boje!
Przeorze Polskę dziś Twój pług-
tak nam dopomóż Bóg!




11 listopada 1918 r
– nastąpiło przekazanie przez Radę Regencyjną władzy nad podległym jej wojskiem Józefowi Piłsudskiemu. Tego dnia, po pertraktacjach Marszałka z Centralną Radą Żołnierską wojska niemieckie zaczęły się wycofywać z Królestwa Polskiego. W nocy rozbrojono również niemiecki garnizon stacjonujący w Warszawie. Dzień ten stał się dla Polaków Świętem Niepodległości spontanicznie. Trzeba było jednak aż 19 lat, by ustanowić go oficjalnie świętem narodowym (ustawą z kwietnia 1937 roku). Stąd też do czasu wybuchu II wojny światowej dzień ten obchodzono jako święto państwowe tylko dwa razy – w roku 1937 i 1938. Usunięto go z kalendarza rocznic na niemal cały okres PRL, a przywrócono dopiero ustawą Sejmu IX kadencji (jeszcze w PRL), 21 lutego 1989 roku.

Było jednak takie miejsce w Polsce, gdzie 11 listopada zawsze był hucznie obchodzonym świętem, choć nie jako Święto Odzyskania Niepodległości, a jako dzień Świętego Marcina.


Żywot Świętego Marcina (za Wikipedią)

Urodził się ok. 316 r. w Panonii na Węgrzech. Jego ojciec był rzymskim legionistą. Kiedy Marcin był dzieckiem, ojciec przeniósł się wraz z całym garnizonem do włoskiego miasta Pavii. Tam Marcin zetknął się z chrześcijanami i mając zaledwie 10 lat, wpisał się na listę katechumenów. 
W roku 338 Marcin, już jako rzymski legionista, przerzucony został wraz z całym garnizonem do Galii w okolice miasta Amiens. Tu właśnie miało miejsce wydarzenie znane z żywotu Świętego i utrwalone w bogatej ikonogarafii. Kiedy zimą u bram miasta Marcin napotkał półnagiego żebraka oddał mu połowę swojego płaszcza. W nocy we śnie pojawił mu się Chrystus odziany w jego płaszcz i przemówił do aniołów: Patrzcie, jak mnie Marcin, katechumen przyodział.

W owych latach panowało przekonanie, że chrześcijanie nie powinni pełnić służby wojskowej, gdyż jest ona związana z przelewem krwi. Stąd Marcin postanowił zrezygnować z życia legionisty. Okazja ku temu nadarzyła się w 354 r., kiedy towarzyszył on ariańskiemu cesarzowi Konstansowi w wyprawie przeciwko germańskim Allemanom. Według zwyczaju w przeddzień bitwy dla zachęty dawano żołnierzom podwójny żołd. Marcin zamiast żołdu poprosił dowódcę o zwolnienie z wojska. Rozgniewany wódz kazał aresztować Marcina. Wówczas Święty zażądał, by podczas bitwy pozwolono mu wyjść do pierwszego szeregu, a on bez broni walczyć będzie jedynie znakiem krzyża. Tak się stało i wtedy właśnie wróg poprosił o zawarcie pokoju. Chrześcijanie widzieli w tym wyraźny znak Boży.
 
Kiedy spotkał się z biskupem Poitiers św. Hilarym i zwierzył mu się z pragnienia poświęcenia się na wyłączną służbę Bożą w charakterze ascety, biskup wydzielił mu w pobliskim Ligugé pustelnię. Tam Marcin zamieszkał z kilkoma towarzyszami. W ten sposób stał się ojcem życia zakonnego we Francji. Sława życia i cudów Marcina rozniosła się po całej okolicy. Po śmierci biskupa Tours kapłani i wierni błagali go, by przyjął godność biskupią. Ten jednak odmówił. Według opowieści ukrywał się on nawet w pomieszczeniu gospodarskim, by nikt go nie znalazł. Wydały go zamknięte z nim gęsi swym gęganiem.
4 lipca 371 roku Marcin otrzymał święcenia kapłańskie i sakrę biskupią. Mimo zasiadania przez 26 lat na stolicy biskupiej żył nader skromnie; "ciało swe trapił włosiennicą i postami". Porzucił on styl życia hierarchów ówczesnej Galii, co niektórzy mieli mu za złe. Marcin stawał zawsze w obronie niewinnych i niesłusznie oskarżonych, wobec bliźnich zawsze okazywał wyrozumiałość i miłosierdzie. Zmarł 8 listopada 387 r.

 
Dzień świętego Marcina

Z czasem św. Marcin stał się świętym “narodowym" Francji. Doliczono się ok. 700 miejscowości, które od jego imienia zapożyczyły we Francji swoją nazwę oraz 3670 parafii, które obrały go sobie za patrona. Relikwie św. Marcina złożono w r. 470 w absydzie bazyliki Św. Marcina w Tours, wystawionej nad jego grobem.
Święty Marcin był zresztą niezwykle popularny w całej ówczesnej chrześcijańskiej Europie.
Święto ku jego czci ustanowiono w połowie VII wieku na dzień 11 listopada (data jego pochówku). Naturalną koleją rzeczy obrzędy kościelne połączyły się wtedy z niektórymi zwyczajami pogańskimi. Listopad był bowiem przed wiekami niezwykle ważnym miesiącem: kończono wówczas jesienne prace w polu, składano pogańskim bogom ofiary ze zwierząt, próbowano wywróżyć zimową aurę, urządzano uczty z muzyką i tańcami, podczas których stoły uginały się pod gęsiną i dzbanami z młodym winem. W trakcie biesiadowania bogatsi (naśladując gest świętego) dzielili się jadłem i napojem z biedniejszymi.
Tradycyjne świętowanie obejmowało także wesołe zabawy z tańcami, wróżby i charakterystyczne potrawy, nawiązujące do barwnej legendy o żywocie św. Marcina. Nieodłącznym atrybutem wieczoru marcińskiego była pieczona gęś – tzw. gęś świętego Marcina. Obecność tej potrawy podawanej na różne sposoby przypominała barwną legendę związaną z tamtym wieczorem sprzed wieków, gdy poszukiwano Marcina, by powierzyć mu odpowiedzialną służbę biskupa Tours. Za wydanie św. Marcina ludowi, gęsi ponoszą karę do dziś...
Ogólną rzeź gęsi na św. Marcina niektórzy odnoszą jednak do czasów rzymskich i innego św. Marcina – papieża (pontyfikat od 5 lipca 649 do 16 września 655) , który pierwszy podczas wielkiego głodu, pozwolił użyć na posiłek tych ptaków, szanowanych dotąd za ocalenie Rzymu od Gallów. 

W Polsce w wielu miejscach zachowywano 40-dniowy post adwentowy, który zaczynał się po dniu św. Marcina, czyli 12 listopada. W tym dniu spożywano ostatni raz gęsie mięso przed postem. Chłopi składali swoim panom po dworach daniny, a ci biesiadowali przy mięsiwie suto zakrapianym węgrzynem.

 

Skąd wziął się święty Marcin w Poznaniu

Święty Marcin jest - obok patronów miasta Piotra i Pawła - najbardziej popularnym poznańskim świętym. Kościół pw. św. Marcina - jeden z najstarszych w mieście - ufundowany został w XII w. Tuż obok kościoła wykształciła się podmiejska osada zamieszkana przez rzemieślników, zwana od patrona - Święty Marcin. Wtedy też, na miejscu dawnego traktu wytyczono ulicę, która jest dziś jedną z głównych arterii miasta. Ulica Święty Marcin ( dokładnie tak! Nie – ulica Świętego Marcina, ale właśnie Święty Marcin, co często dziwi przybyszów z innych miast) nabrała wielkomiejskiego charakteru, kiedy u jej wylotu, w miejscu dawnych fortyfikacji otaczających miasto, powstał zamek cesarski i inne reprezentacyjne budowle składające się na tzw. Dzielnicę Zamkową. Ulicy Święty Marcin rokrocznie wyprawia się w Poznaniu imieniny. 11 listopada pojawia się na niej postać Świętego Marcina, który w stroju rzymskiego legionisty na białym koniu prowadzi barwny pochód po sumie odpustowej spod kościoła pod jego wezwaniem aż pod mury cesarskiego zamku, gdzie prezydent miasta przekazuje mu na ten dzień klucz do bram miasta.


 Świętomarcińskie rogale
 
Jak głosi legenda, to właśnie na odpuście w parafii św. Marcina, pojawiły się ponoć świętomarcińskie rogale. Tradycja ich wypieku sięga 1891 roku, kiedy to ówczesny proboszcz poznańskiej parafii pod wezwaniem św. Marcina, ks. Jan Lewicki, zaapelował do wiernych, aby - wzorem patrona - zrobili coś dla biednych. Józef Melzer, jeden z poznańskich cukierników, odpowiadając na apel proboszcza, upiekł trzy blachy rogali i przyniósł pod kościół. W następnych latach dołączyli do niego inni, aby każdy mógł w ten dzień najeść się do syta. Bogatsi poznaniacy kupowali smakołyk, a biedni otrzymywali go za darmo. Zwyczaj wypieku w 1901 przejęło Stowarzyszenie Cukierników. A po I wojnie światowej do tradycji obdarowywania ubogich powrócił Franciszek Rączyński, natomiast tuż po II wojnie światowej przed zapomnieniem rogala uratował Zygmunt Wasiński.
Tradycja wypiekania z drożdżowego ciasta wypełnionego masą makowo-migdałową świętomarcińskich rogali przetrwała w ten sposób do dziś.
Powstaniu rogala także towarzyszy legenda, według której podobno dawno, dawno temu wyśnił go jeden z poznańskich piekarzy, który ujrzał we śnie świętego Marcina jadącego na koniu, podniósł zgubioną przez jego konia podkowę i postanowił, że będzie piekł ciasto w takim właśnie kształcie.

Unijny znak geograficzny

W tym roku po raz ostatni poznaniacy zjedzą rogale bez certyfikatu unijnego. Od 19 listopada tego roku bowiem wejdzie w życie unijne rozporządzenie nadające rogalowi certyfikat "Produktu o Chronionej Nazwie Pochodzenia w Unii Europejskiej". Tym samym trafi on na listę regionalnych specjałów, które powstają z lokalnych surowców i według oryginalnych przepisów. W praktyce oznacza to, że prawdziwy rogal świętomarciński będzie wypiekany tylko w Poznaniu i w wyznaczonych powiatach Wielkopolski. Poza tym rejonem nikt nie będzie mógł używać tej nazwy. Przeciwko temu już protestują gminy graniczne Wielkopolski, które czują się z nią ściśle związane ( Złotów i Międzychód), a które przywileju wypieku certyfikowanych rogali mają być pozbawione.
Rogale nie należą do ciast najłatwiejszych do wykonania, ale jeśli ktoś zechce spróbować... :)

Przepis na rogale świętomarcińskie 
 
CIASTO
1 kg mąki pszennej
6 jaj
0,5 kostki masła
2 łyżki cukru
50 g drożdży
1 szklanka mleka

MASA
1,5 szklanki cukru pudru
200 g migdałów i orzechów
100 g białego maku (to nie pomyłka – potrzebna jest biała odmiana maku)
śmietana

Drożdże rozpuścić w niewielkiej ilości mleka. Jajka utrzeć z cukrem i połączyć ze stopionym masłem. Nie przerywając ubijania, dodawać porcjami przesianą mąkę, mleko oraz wcześniej przygotowane drożdże. Ciasto wyrabiać do chwili, gdy zaczną pokazywać się pęcherzyki i wtedy pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Migdały, orzechy i mak zaparzyć, zemleć, utrzeć z cukrem i śmietaną aż do uzyskania gęstej masy. Wyrośnięte ciasto rozwałkować i pokroić na kwadraty. Na każdy z nich nałożyć porcję wcześniej przygotowanej masy, uformować rogaliki i pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Wstawić do gorącego piekarnika i piec w temp. 220-250 stopni na złoty kolor.


A czy wiecie, jak nazywają się w Wielkopolsce krzaczaste astry o niewielkich kwiatkach? 
To są... marcinki :)

Brak komentarzy: