niedziela, 27 września 2009

"Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże zapomnij o mnie"...


W tym roku mija 66 lat od rzezi Polaków dokonanej na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów. Jest to rocznica umowna, bo pierwsze mordy rozpoczęły się już w 1939 roku, przerodziły w systematyczną eksterminację w roku 1942 i trwały aż po rok 1947. Jednak największe ich nasilenie przypada na letnie miesiące 1943 roku. 11 lipca 1943 podpalono i wymordowano ludność jednocześnie w 167 miejscowościach na Wołyniu. W ciągu całego lipca 1943 r. oddziały eksterminacyjne pojawiły się w ponad 500 miejscowościach. Ludobójstwa dokonywano nie tylko na ludności polskiej, ale także żydowskiej, czeskiej, ormiańskiej i na samych Ukraińcach, którzy ginęli, jeśli chcieli nieść pomoc ofiarom. Z wołyńskich Polaków zginęło co najmniej 60 tys. - najprawdopodobniej jednak znacznie więcej ludzi (niektórzy historycy wspominają nawet o 250 tysiącach) – głównie kobiet, dzieci i starców. OUN rękami swoich oddziałów UPA nie tylko zabijało całe rodziny, ale niszczyło wszelkie ślady obecności Polaków na tej ziemi. Burzono i podpalano domy, kościoły, a nawet wycinano polskie sady. 

Pamiętamy o Katyniu. Żaden Polak nie powie, że nie była to zbrodnia na polskim narodzie. Tymczasem wołyńska hekatomba to ofiary jakichś „zajść” czy „wydarzeń”. Zamiast o zaplanowanej i konsekwentnie realizowanej rzezi, mówi się nieśmiało o nieszczęściu „obu narodów” mającym swe źródło we „wzajemnej nienawiści”, zapominając, że OUN i jego przywódcy kierowali się ideologią zbliżoną do faszyzmu i nazizmu, a ideolog ukraińskiego nacjonalizmu - Dmytro Doncow był zagorzałym wielbicielem Mussoliniego i Hitlera, których dzieła tłumaczył na ukraiński i z inspiracji których korzystał przy tworzeniu zrębów programu założonej w 1929 r OUN. Dziś, wspominając o ofiarach na Wołyniu, przytacza się niejednokrotnie wyliczenia, że „zginęło około 100 tysięcy Polaków, a po stronie ukraińskiej było około 30 tysięcy ofiar”, nie dodając przy tym, że owe 30 tysięcy ofiar po stronie ukraińskiej, to w większości ofiary nie polskich akcji odwetowych, ale również ofiary ukraińskiego nacjonalizmu. 

 

Stanisław Srokowski, uratowany w dzieciństwie od śmierci przez młodą Ukrainkę, który za swoją powieść dotyczącą rzezi dokonanej przez Ukraińców "Nienawiść" otrzymał 11 listopada 2007 r. wyróżnienie w konkursie Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza, mówi: „Całe Kresy stanowiły bogate, wielokulurowe społeczeństwo. Nie odczuwałem żadnej niechęci do innych nacji. Ale kiedy nadeszły mordy, wieś pękła. Najbardziej dramatyczne stały się sunące ku nam echa zbrodni, które nas okrążały i koło śmierci zacieśniało się jak pętla na szyi. Zabijano nasze dusze na raty, dzień w dzień, noc w noc. Najpierw gdzieś daleko komuś odcięto język, bliżej wydłubano oczy, a najbliżej porżnięto piłami. I w tym oczekiwaniu na śmierć musieliśmy żyć.[...] Polacy w ogóle nie byli przygotowani. To było wielkie trzęsienie ziemi w dziejach Polski i tamtej Europy. Najpierw wydawało się, że to jednorazowa zbrodnia i więcej się nie powtórzy. Ale było coraz gorzej. Mordy stawały się coraz okrutniejsze, coraz bardziej wyrafinowane. Płonęły kolejne wsie, palono żywcem tysiące Polaków. Groza wydarzeń uświadamiała skalę okrucieństwa, męczeńską śmierć, którą trudno do dzisiaj zapomnieć.[...] Niedawno pojechałem na Kresy, by się upewnić, że kiedyś tam mieszkałem. 
W człowieku żyje potrzeba rekonstrukcji własnego życia, sprawdzenia, czy się rzeczywiście istniało i czy istniał tamten świat. Szukamy własnych korzeni. Mimo, że sam przeszedłem przez piekło, wciąż miałem poczucie, że to nieprawda, a koszmarny sen. Dotarłem do miejsca, gdzie był mój dom, ale już go nie ma. Nie ma cmentarza, płyty nagrobne zniszczone, krzyże powyrywane, pasą się tam krowy. Kościół zamieniono w magazyn. I ta dzwoniąca w uszach, straszna cisza po Polakach! Płakać się chce![...] Mieszkańcy ukraińskich wiosek idą w zaparte i twierdzą na ogół, że Polacy tam w ogóle nigdy nie mieszkali. [...] Im się wydaje, że to Polacy są winni. Kiedy opowiadam prawdę, nie chcą jej przyjąć. Mówią, że to niemożliwe. I ja ich rozumiem. Bo tego normalny umysł nie jest w stanie ogarnąć.”  
Cytat ze strony ks. Isakowicza-Zaleskiego: „Zabijanie bezbronnych siekierami stało się ukraińskim etosem narodowym. Najlepiej ilustruje to opis zawarty w monografii ludobójstwa Polaków na Tarnopolszczyżnie. Otóż Stefan Dancewicz, były mieszkaniec wsi Puźniki w powiecie Buczacz, wymordowanej przez UPA, przybył parę lat temu w rodzinne strony. Oto co zapisał w swojej relacji: Zapytani młodzi Ukraińcy na Zalesiu, gdzie była suszarnia, w której banderowcy w 1945 r. spalili żywcem kilkudziesięciu Polaków, niewiele wiedzą o tamtych tragicznych czasach (...) Inny młody Ukrainiec zapytany, "Czy on walczył za Samostijną Ukrainę?", odpowiedział, że nie, bo wtedy był jeszcze za mały i żałuje, że nie mógł tego robić, ale dodał: "mój ojciec za to dobrze rąbał". Nie potrafił jednak odpowiedzieć, za co "rąbał" sąsiadów - Polaków.  

Pamiętajmy o słowach człowieka, któremu jako 7-letniemu dziecku udało się uniknąć straszliwej, męczeńskiej śmierci i któremu tamta barbarzyńska rzeź po dziś dzień śni się po nocach: „To nie tylko śmierć kilkuset tysięcy niewinnych ludzi. To zagłada wielowiekowej cywilizacji i kultury europejskiej, która wyrosła na Kresach. Zamiary zbrodniarzy sięgały daleko. Nie tylko wyciąć w pień Polaków. Ale i zadać śmiertelny cios nauce i kulturze, które w tym regionie przez stulecia wytwarzały intelektualną i duchową rzeczywistość Europy. 

Tutaj rozwijał się szacunek dla dziedzictwa narodowego, które świeciło blaskiem wielu ludów. Tutaj kształtował się charakter narodowy, podstawowe zasady moralne, wrażliwość i wyobraźnia, duma, godność i honor, wartości, których tak często nam dzisiaj brakuje. Tutaj wprowadzał na salony polski język Mikołaj Rej. Niedaleko stąd pisał Kochanowski. A całe Kresy to potęga polskiej i europejskiej literatury: Mickiewicz i Słowacki, Miłosz, Lem i Herbert, ale też Fredro, Leśmian, Staff, Brzechwa, Bruno Schulz, Parandowski, Makuszyński i setki innych. A ileż by jeszcze na tej urodzajnej ziemi wyrosło geniuszy, gdyby ich, jako dzieci, nie zadźgano nożami. Kresy to też Ossolineum, Uniwersytet Jana Kazimierza, głośna na cały świat szkoła matematyczna z profesorami - Stefanem Banachem i Hugonem Steinhausem na czele. To setki pałaców i dworków, w których kwitło życie kulturalne. 

I to wszystko obrócono w pył. Wielki fragment europejskiej cywilizacji runął w przepaść. Zieje tam dzisiaj pustka.” 


 

Zapalmy znicze... przez pamięć na naszych dziadków i pradziadków. 

Żeby nie pozostała po nich pustka... także w naszych sercach.


Brak komentarzy: