czwartek, 30 grudnia 2010

Noworoczne życzenia













Tym, którzy tu zabłądzą,
życzę w Nowym Roku wiele zdrowia,
szczęścia do ludzi spotkanych na swojej drodze
i radości życia pozwalającej docenić to, co przyniesie los.
A wszystko inne stanie się samo :)

środa, 29 grudnia 2010

Odnalezione dziecko albo - być sobą.


Chodziło mi od pewnego już czasu po głowie powiedzenie jakiejś polskiej bajkopisarki
o tym, jak odnaleźć w sobie dziecko. I dziś znalazłam w sieci jej receptę: „Sięgnąć w miejsca dawno już zapomniane, zakopane gdzieś w niepamięci, trudne do weryfikacji w świecie dorosłych. Gdyby szukać metafory, to pisanie dla dzieci jest jak przypominanie sobie z trudem snu, który, o czym wiemy, był dla nas bardzo istotny”.
Pisanie dla dzieci.....
To szczególny dar, jeśli potrafi się go wykorzystać.
Ale mnie potrzebne było coś innego. Choć do dziś nawet nie wiedziałam jak bardzo potrzebne. Coś dla mnie samej. Dla nikogo innego. Dla mojego wewnętrznego dziecka, które w ostatnich latach tak bardzo zaniedbałam, że ze szczętem o nim zdołałam zapomnieć. Nikt go nie przywoływał, nikt za nim nie tęsknił. Nawet ja sama. Nikomu nie było potrzebne.
I nagle postanowiło o sobie przypomnieć.

Wychodziłam dziś z pracy jako kobieta – nazwijmy to delikatnie – w średnim wieku, zmęczona podróżą (dopiero co wróciłam ze świątecznych wojaży, do tego pociąg miał nieliche spóźnienie) i mało przyjemną koniecznością pojawienia się w pracy niemal tuż po wyjściu z pociągu. Do tego bagaże były wyjątkowo ciężkie, a ja mam poważne problemy z jedną ręką. Czułam się stara, chora i zmęczona i zastanawiałam się czy nie mądrzej byłoby w ogóle dziś nie wracać do domu, skoro od rana znów będę musiała brnąć przez śnieg do pracy.


Zamknęłam za sobą drzwi, wyszłam na zewnątrz i... wpadłam w mroźną ciemność.
Wiatr sypnął mi w oczy śniegiem, więc z niechęcią zacisnęłam powieki. I nagle jakoś wszystko ucichło. Poczułam nieledwie ciepłe płatki śniegu osiadające mi na rzęsach i ostrożnie otworzyłam oczy...
Nie zobaczyłam zwykłej ulicy, ale najprawdziwszą bajkę. Biało-srebrzyste płatki wirowały leniwie w świetle latarń, śnieg skrzypiał przy każdym kroku i przepięknie skrzył się niczym posypany prawdziwymi brylantami.
Pamiętam taką zimową baśń z dzieciństwa. Albo potem już jej nigdy nie było, albo jakoś przestałam ją zauważać. A ona jest J Jest nie mniej prawdziwa niż moje zwykłe, czasem niezbyt łatwe życie. Jest... i czeka aż po raz kolejny ją zauważę. Czasem musi czekać bardzo długo, ale dopóki jest cień szansy, że znów się kiedyś mnie doczeka – jest też cień szansy i dla mnie. Że nie zapomnę bezpowrotnie o tym, co dobre, piękne, mądre...
Dziś po raz kolejny udało mi się przypomnieć sobie mój sen, w którym trwają wiecznie Wiara... Nadzieja... Miłość...


I to był pierwszy krok, by przypomnieć sobie jeszcze coś: „Zanim poznasz kogoś, upewnij się, że znasz siebie i że nie będziesz chciał być taki jak on chce, ale będziesz sobą”.
Dlaczego? „Bo „NIE" wypowiedziane bez lęku może być lepsze i ważniejsze, aniżeli "TAK" wypowiedziane tylko po to, żeby kogoś zadowolić lub, co gorsza, by uniknąć kłopotów.”
(Mahatma Gandhi).



Tak.... dziecko to bardzo krucha istota....