niedziela, 27 września 2009

Ciotka Teresa, czyli "co on w niej widział...?"


Ciotek miałam aż osiem. Właściwie nie wiem czy określenie „aż” jest tutaj na właściwym miejscu, bowiem według numerologii, wibracja Ósemki jest najpotężniejszą spośród wszystkich wibracji,
a liczba 8 była przez wieki uznawana za symbol doskonałości i nieskończoności. Symbolizuje determinację i wytrwałe dążenie do celu, a także uporządkowanie spraw niezbędne do jego osiągnięcia. "Ósmy cud świata" to rzecz budząca powszechny podziw. Może to więc nie przypadek, że ciotki tak dokładnie wpasowały się właśnie w tę ósemkę?

Tak naprawdę, to sióstr było tylko siedem. Ósma weszła do tego panteonu jako żona jedynego ich brata. Jednak pasowała jak ulał. Wszystkie z nich były dużo bardziej wyraziste niż ich mężowie.
A może tylko ja to tak zapamiętałam? Wiedziałam, że wszystkie ciotki kiedyś musiały być małymi dziewczynkami, w jakiś sposób podobnymi do mnie, ale zupełnie nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Nie potrafiłam też zrozumieć dlaczego, choć niewątpliwie łączyło je fizyczne podobieństwo, były tak bardzo od siebie różne. W jednym jednak zgadzały się bez reszty – otóż ta dodatkowa ciotka, Teresa, zdecydowanie nie była odpowiednią żoną dla ich brata Henryka.
Ze względu na niego były dla niej uprzejme, ale poza jej plecami wiecznie roztrząsały jej zarówno prawdziwe, jak też wyimaginowane wady.

Ciotka Teresa

Miałam do niej podobny stosunek jak reszta moich ciotek. Najkrócej rzecz ujmując – krytyczny. Nie pomagała mi w zmianie tego nastawienia, bo po prostu nie lubiła dzieci. Nigdy zresztą nie miała własnych. Nasze powitania i pożegnania okraszone pocałunkiem w moje czoło były dla nas obu równie niepotrzebne i uciążliwe. Bardzo szybko nauczyłam się „zapodziewać gdzieś” w chwili, gdy ona zabierała się do wyjścia i następowała chwila pożegnań. I mogłabym przysiąc, że była mi za to wdzięczna.

Ciotka Teresa była atrakcyjną kobieta – wysoką i szczupłą, o gęstych czarnych włosach i dużych, wyrazistych ciemnych oczach, które podkreślała dosyć mocnym makijażem. Jej nieco orientalna uroda i śniada cera nieodłącznie kojarzyły się z Hiszpanią. Miała bardzo zadbane dłonie z długimi paznokciami, pomalowanymi na czerwono. To wystarczało, by nie pasowała do wyobrażeń moich ciotek o dobrej żonie. Prawdopodobnie to ich dyskusje na ten temat zaszczepiły w mojej głowie obrazek ciotki Teresy leżącej całymi dniami na tapczanie i malującej paznokcie na czerwono i wujka, który po powrocie z pracy zrzuca z siebie mundur oficera „czerwonych beretów” i zabiera się za sprzątanie i gotowanie. Ten obraz uzupełniało zamiłowanie ciotki Teresy do zbytku.
No, może z tym zbytkiem to pewna przesada, ale tak wtedy, w czasach siermiężnego PRL-u, odbierano jej wyjątkowe upodobanie do kryształów. Mieszkanie ciotki i wujka było wypełnione kryształowymi wazonami, misami, paterami, koszyczkami i pojemnikami o bliżej nieokreślonym przeznaczeniu. „Ona wszystkie pieniądze gotowa przepuścić na te szkiełka” – mówiły ciotki, ale przy lada okazji same także kupowały jej kolejne kryształy w prezencie.

Jednak, jakby wbrew obawom i czarnym przepowiedniom moich ciotek, małżeństwo Teresy i Henryka okazało się być trwałym i chyba bardzo szczęśliwym. Trzymali się za ręce i patrzyli sobie w oczy także i na starość, a on zawsze z jednakową galanterią podawał jej futro i otwierał przed nią drzwi samochodu. Patrzył na nią tak, jak mężczyzna patrzy na młodą i piękną kobietę nawet wtedy, gdy jej czarne włosy zachowywały swój kolor już tylko dzięki farbie. Ostatnie tygodnie jego życia spędziła przy nim w szpitalu, przesiadując tam dzień i noc, głaszcząc go po policzkach i szepcząc słowa, których guz mózgu nie pozwalał mu już usłyszeć. Lekarze tłumaczyli, że nawet nie wiedział, że tak przy nim czuwa, ale ona i tak wiedziała swoje. Pewnie chciała bezpiecznie i spokojnie przeprowadzić go na tamtą stronę. Po jego odejściu sprawiała wrażenie, jakby i z niej uleciało całe życie. Zrobiła się dziwnie przezroczysta – jak wycięta z bibułki. Wytrwała bez niego tylko kilka tygodni, a potem i ona odeszła. Ciotki kiwały w zadumie głowami – „musiała go jednak bardzo kochać” – mówiły.
Nikt nie zna wszystkich odmian ludzkiego szczęścia.
Może więc nie warto zadawać sobie pytania: „Co on/ona takiego w niej/nim widzi?”


Brak komentarzy: