czwartek, 1 listopada 2007

Przebudzenie



Spałam. Zasnęłam całkiem świadomie. Zasnęłam zaraz potem, jak uznałam, że oto mamy pierwszy naprawdę NASZ rząd w wolnej Polsce. Byłam pewna, że mogę spokojnie już zejść z barykady, na której ustawił mnie przypadek. Ten przypadek, który spowodował, że urodziłam się w PRL i tu przyszło mi żyć. Nie mam duszy rewolucjonistki, ale znam znaczenie pojęć "wolność" oraz "sprawiedliwość" i dlatego, gdy trzeba się było opowiedzieć, stanęłam po ich stronie. To była dla mnie "oczywista oczywistość" :) Tak najnormalniej w świecie. Nie chciałam jednak przez całe swoje dalsze życie interesować się polityką, bo - jako sposób na życie - zwyczajnie mnie mierziła.
Nie chciałam nawet o niej rozprawiać. Miałam już własną rodzinę, przyjaciół, wygodne życie. Zresztą... o czym tu było rozmawiać, skoro wszyscy moim znajomi mieli niemal identyczne na nią poglądy? Nikt się nie spierał, wszyscy sobie kulturalnie potakiwali. Polityka to był taki sam dobry temat do rozmowy, jak pogoda. Żyli podobnie jak ja. Na miękkich materacach.
I trwało to wiele lat.

Ale w pewnym momencie na chwilę otworzyłam oczy i zobaczyłam, że moje życie, to jedynie powtarzający się ciąg, nanizywanych codziennie na nitkę, błyszczących koralików. A ja... ja przecież zawsze chciałam znaleźć w nim jakiś głębszy sens.
Nie rozumiałam, jak to się stało, ze tak łatwo upodobniłam się do tych wszystkich, przywyczajonych do komfortu ludzi. Już wtedy pomyślałam, że nie podobam się sobie, ale nie bardzo wiedziałam, jak mogłabym to zmienić. I pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie to, że Los postanowił wytrącić mnie z tego marazmu, naruszając poważnie moje - do tej pory bezpieczne - status quo.

I wtedy nastąpiło drugie przebudzenie.
Dostrzegłam wokół siebie także innych ludzi - tych, którym poszczęściło się znacznie mniej, niż mnie. Tych, z którymi do tej pory nie miałam żadnych osobistych kontaktów.
Zrozumiałam, że istnieje także inny świat. Ten, o którym mowiła mi moja Babcia, kiedy snuła opowieść o poplątanych losach mojej rodziny. Świat ludzi wolnych - nawet jeśli pod knutem. Świat, w którym honoru i wolności nie kupi się za żadne pieniądze, bo to najcenniejszy w tym świecie dobytek. Zrozumiałam, że ten mój, to tylko enklawa, w której blichtr ma być erzatzem wszystkiego. Ma zgłuszyć to, co ważne.
Ja to przecież kiedyś też wiedziałam. Tylko... zasnęłam.


Trzecie przebudzenie było trudne i bolesne.
Uczyłam się. Dopytywałam. Miałam setki wątpliwości. Byłam rozdarta między tym, co mówiło moje dawne otoczenie, a tym, co mówili mi nowo poznani przyjaciele. Czułam, że mogą mieć rację, ale wciąż szukałam nowych potwierdzeń. Musiałam cofać się pamięcią do dawnych czasów, w których przecież bez wahania stanęłam po właściwej stronie. Próbowałam zrozumieć, jak to się stało, że tak bardzo od siebie, jaką byłam wtedy, odbiegłam. I nadszedł czas, gdy pozostał mi już tylko mój malutki, pełen chaosu, świat. Nie pasowałam już do nikogo. Jedni mnie JUŻ nie akceptowali, a inni JESZCZE. Byłam samotna. Byłam zagubiona. Nie wiedziałam kim właściwie jestem.
Nauczona sposobu istnienia mojego dawnego świata, z wielkim dystansem podchodziłam także i do polityki. Owszem - czytałam, szukałam, przeżywałam na nowo, już z innej perspektywy, lata mojego życia od 1989 roku. Ale też byłam nieufna.


Ta nieufność do polityki i polityków zostanie pewnie we mnie na zawsze.
Nie po to opuściłam swój dawny, sztuczny świat, by teraz dawać wiarę róznym gierkom i sekundowac temu, kto okaże się bardziej przebiegły. Nie rozumiem świata polityki i ze swoimi przekonaniami, że cel wcale nie uświęca wszelkich środków i że zło należy zwalczać dobrem, mogę, co najwyżej, sprawdzić się w przedszkolu :)
Ale...
Ale już wiem, że świat polityki podlega ocenom innym, niż osobiste relacje między ludźmi. Znalazłam klucz do zrozumienia.
I szczęśliwie znalazłam go przed ostatnimi wyborami.
I to było moje czwarte przebudzenie...

Dobre przebudzenie - nawet jeśli mój głos nie mogł zmienić ich wyniku.

Brak komentarzy: