wtorek, 27 października 2009

Obraz deszczem malowany


Jako dziecko uwielbiałam deszcz. Przede wszystkim ten ciepły letni deszczyk, na który można było wybiec boso, by rozpryskiwać z impetem wodę z tworzących się kałuży.
Letnie ulewy były szczególnie atrakcyjne w niewielkim miasteczku na zachodzie Polski, dokąd jeździłam do jednej z ciotek na wakacje. Istniały w nim bowiem jeszcze w tamtym czasie rynsztoki, które w czasie deszczu wypełniały się spienioną wodą, wartko podążająca wzdłuż ulicy aż do wlotu kratki ściekowej. Rzucaliśmy na tę wodę stateczki i biegli wraz z nimi, podskakującymi na wzburzonych falach, pilnie bacząc, który z nich wygra wyścig.

Stateczki były papierowe i z kory. Te pierwsze płynęły szybciej, ale rzadko dopływały aż do kratki – nasiąkały wodą i znikały w odmętach. Te z kory rozpędzały się powoli i poruszały bardziej majestatycznie. Pędziliśmy za nimi, by zdążyć je złapać, zanim znikną między szczebelkami kratki, ale nie zawsze się to udawało i raz po raz ktoś tracił kolejną dumę swojej floty. Pocieszaliśmy się, że te bezpowrotnie stracone, na pewno w końcu dopłynęły do morza, a stamtąd wyruszyły gdzieś hen, w daleki, pełen przygód świat. Zainteresowanie stateczkami wydatnie malało, gdy na niebie pojawiała się tęcza, a rynsztok tracił swój dotychczasowy pęd i zaczynał sączyć się leniwie. Dyskusje koncentrowały się teraz na zagadnieniu, gdzie zaczyna się i gdzie kończy tęcza. Choć koncepcje bywały różne, to najbliższą wydawała mi się ta, że jeśli znajdzie się jeden koniec tęczy i wejdzie na nią niczym na most, jej drugi koniec doprowadzi wszędzie tam, gdzie tylko się zapragnie.

Letni deszcz to także bębnienie kropli wody o spadzisty daszek namiotu. W tych dawnych namiotach trzeba było bardzo uważać, by nie dotknąć głową tkaniny, bo natychmiast zaczynała przeciekać. Można było za to położyć się na materacu i odchylając nieco sznurowane poły wejścia, gapić się na bańki i bąble tworzące się na tafli jeziora.


Trudno nie lubić letnich ulew, gdy po skwarnym dniu, powietrze nagle robi się świeże i rześkie. Ale ja w ogóle lubiłam deszcz, także te chłodne, jesienne, szare słoty. Sterczałam wtedy z nosem przy oknie i obserwowałam zbierające się na szybie krople, które spływały drobnymi strumyczkami, łącząc się w coraz szersze strugi. Poza nimi istniał świat, który w strugach wody zatracał swoje kontury, rozmazywał się, nabierał jakichś nierealnych wymiarów. Korony drzew szarpane przez wiatr wyglądały jak dziwne straszydła poruszające się w takt muzyki wybijanej przez krople uderzające o blaszany parapet okna.
Fascynacja deszczem była tak silna, że ślub postanowiłam wziąć w listopadowy deszczowy dzień. I tak też się stało. Ale los spłatał mi figla i mimo końca listopada obdarzył mnie w ten dzień piękną słoneczną pogodą.
Dziś szaruga działa na mnie przygnębiająco i od deszczu wolę słońce.

O swojej dziecięcej pasji przypomniałam sobie niespodziewanie jakieś dziesięć lat temu, gdy letnia ulewa zastała mnie w samym środku miasta. Z pełną premedytacją zdjęłam pantofle i powędrowałam niespiesznie boso przez pół miasta, udając, że nie widzę zdumionych spojrzeń chowających się po bramach ludzi. Całkiem możliwe, że wtedy po raz ostatni w życiu byłam dzieckiem :)

15 komentarzy:

nurni pisze...

Wszystkiego dobrego na "nowej drodze zycia" zyczy zdeklarowany czytelnik :)

Ellenai pisze...

Zdeklarowany czytelniku,
bardzo miło Cię tu widzieć :)
Droga, jak wiesz, nie całkiem nowa, bo odkryta już w 2007 roku. Tyle, że do tej pory nigdzie nie reklamowana :)

nurni pisze...

Zdjecia tu lepsiejsze, mi akurat czyta sie tu lepiej.

No i jakos bardziej swojsko, nie wiem jak inaczej napoisac. Swojsko jest dobrze.

Ellenai pisze...

Swojsko bo pusto i tylko wicher hula? :)

A wiesz, że i ja zdażyłam już polubić to miejsce.
I wiem, ze czytasz.
Tylko szkoda, że tak rzadko się odzywasz :)

nurni pisze...

Pisze mało ale za to jak!

Ellenai pisze...

Co prawda, to prawda :)))))
A niemógłbyś tu gdzies obok załozyć swojego bloga? Byłoby jakoś raźniej :)
Zresztą... Ty przecież miałeś swój blog kiedyś na blogspocie, więc może i zakładać nie trzeba, a jedynie... pisać :)
Brakuje mi Twoich zaściankowych notek :)

nurni pisze...

Moja pyche uznania (lud musi poczekac jeszcze na moje samodzielne notki) zupelnie spokojnie zaspokoi trolling u Ciebie !

Ellenai pisze...

Lud niech sobie czeka.
Ale ja chciałabym móc czasem coś przeczytać. A może nawet ustosunkowac się krytycznie.
Albo i bardzo krytycznie :))

nielubiegazety2 pisze...

To kiedy koncert Ellenai?

Gilmour za moimi fotkami z Koncertu może być?

:)

Ellenai pisze...

Hej NLG2 :)

Bardzo się cieszę, że Cię widzę :)
Od pisania wzięłam sobie odpoczynek (chyba dłuższy raczej niż krótszy), ale do wysłuchania koncertu zawsze jestem gotowa.
Rock i gitara - z Pink Floyd czy też bez, zawsze mnie usatysfakcjonuje. Czekam z niecierpliwością :)

MarkD pisze...

Witaj Ellenai
Zapraszam na Nieznudzonych Polską Będziesz bliżej :)

Ellenai pisze...

Dziękuję MarkuD :)

Właśnie uczyniłam krok, by być bliżej. Wysłałam swój akces.

Pozdrawiam serdecznie

MarkD pisze...

Dzięki. Już jesteś ;)

nielubiegazety2 pisze...

Ellenai, zapraszam na koncert :)

nielubiegazety2 pisze...

Muzyka łagodzi obyczaje :)