środa, 5 grudnia 2007

Święty Mikołaj z twarzą wujka Kazika



Święty Mikołaj, nazwany przez Jana Pawła II "patronem daru człowieka dla człowieka", dla jednych jest symbolem codziennej pamięci i troski o bliźnich, dla innych oznacza okazję, by pomyśleć o ich potrzebach i marzeniach chociaż raz w roku. Jedni akceptują jego świętość jako biskupa z Miry, który cały swój majątek rozdał biednym, inni wolą jego baśniową, mocno dziś już skomercjalizowaną, postać, która wedle różnych wersji zamieszkuje wraz z grupą elfów Laponię, Grenlandię lub biegun północny. W czasach siermiężnego PRL-u, swoje listy do Świętego Mikołaja pisałam, podobnie jak moi rówieśnicy, nie podając na kopercie adresu. Nic w tym dziwnego, jako że dawnymi laty nigdy nie udało mi się spostrzec więcej niż jednego Świętego Mikołaja na raz. Było oczywiste, że listonosz jest doskonale zorientowany w tym, komu powinien mój list dostarczyć.
Dziś dzieci na świecie wiedzą, że należy je adresować do mikołajowego biura w Rovaniemi, FIN-96930 Napapiiri, Finland, bo inaczej mogą trafić do jednego z tych, których w okresie przedświątecznym można spotkać na ulicach i przed każdym większym domem handlowym, zachęcających do skorzystania ze świątecznej promocji.

Im więcej Mikołajów na ulicach, tym chyba – paradoksalnie – trudniej jest wierzyć w tego jednego, jedynego Świętego Mikołaja. Ten „mój”, z lat mojego dzieciństwa, nie wystawał na promocjach i nieczęsto można było go zobaczyć w mieście. Za to zjawiał się zawsze w moim domu w wieczór wigilijny. Trochę się go bałam, bo przecież nigdy nie było tak do końca wiadomo, czy moje dziecięce przewinienia nie przeważą na szali złych i dobrych uczynków i czy tym razem zamiast prezentu nie pojawi się rózga. Podchodziłam więc do niego pełna obaw, które pierzchały bezpowrotnie, gdy tylko ośmieliłam się spojrzeć w jego młode, roześmiane oczy, które tak dziwnie kontrastowały z białymi kosmykami wysuwającymi się spod czerwonej czapki, białymi sumiastymi wąsami i taką samą brodą. Święty Mikołaj miał twarz uwielbianego przez mnie wujka Kazika. Nie dziwiło mnie to. Taka czarodziejska osoba z pewnością umiała przybierać postać tych, których najbardziej lubimy.

Gdy w gazetowej rubryce „praca” natrafiam na ogłoszenia o takiej treści: „Grupa św. Mikołajów z kilkuletnim doświadczeniem i profesjonalnym podejściem czeka na Państwa zamówienia. Obsługujemy firmy, szkoły, przedszkola, żłobki i osoby prywatne. Bierzemy udział w reklamach telewizyjnych i sesjach reklamowych na terenie całego kraju”, zastanawiam się, czy dziś potrafiłabym wierzyć w Świętego Mikołaja.
I myślę, że potrafiłabym. Jeśli tylko miałby twarz wujka Kazika...

Brak komentarzy: